23 czerwca 2015

Rozdział 2 - I grabbed his daughter, Kylie

Chciałam podziękować Paulinie ( @lots_4ever ), która napisała ten rozdział, a ja wprowadziłam tylko drobne poprawki. Pewnie gdyby nie zadzwoniła do mnie jakieś 30 minut temu i nie nawrzeszczała na mnie i pytała się jeszcze czemu nie ma rozdziału :') pewnie bym go dziś nie dodała. Wiem, że rozdział nie należy do najdłuższych, ale myślę że jest dobry. Nie będę już przynudzać. Miłego czytania :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od razu kiedy otworzyłam oczy rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Była to piwnica. Chciałabym wiedzieć, która jest godzina, ale nie ma tu nawet okna żeby się domyślić. Nie wiedziałam dlaczego się tu znajduję i dlaczego jestem przywiązana do krzesła, do czasu kiedy przypomniałam sobie wszystko, co się wczoraj wydarzyło. Usłyszałam przekręcanie klucza. Pomyślałam, że to pewnie jest szatyn, więc zamknęłam oczy i udawałam że jeszcze śpię. Na szczęście chłopak się nabrał. Kiedy odwrócił się do mnie tyłem otworzyłam jedno oko i zauważyłam, że do kogoś dzwoni. Postanowiłam podsłuchać rozmowę, byłam pewna prawie w 100% że to będzie dotyczyło między innymi mnie
          - Cześć stary. Rozmawiałem wczoraj z szefem. Wiesz co zrobił? Zwolnił mnie szmaciarz - szatyn ostatnie zdanie wypowiedział przez zaciśnięte zęby i uderzył pięścią w ścianę
          - Dylan słuchaj dalej! Powiedział, że nie nadaje się do tego, nic nie umiem i nie jestem nic wart - przewrócił krzesło, które stało przy drzwiach do piwnicy
          - Postanowiłem się zemścić i porwać jego córeczkę, Kylie - odwrócił się w moją stronę więc zamknęłam szybko oczy i spuściłam głowę w dół
          - Stary nawet nie wiesz jaka z niej dupa - zaśmiał się i zilustrował mnie wzrokiem, to było strasznie krępujące. Nie byłam przyzwyczajona do tego, jak ktoś parzy na mnie w TEN sposób i jeszcze mnie tak nazywa. Nadal nie wiem jak chłopak ma na imię, ale usłyszałam oddalające się kroki, co oznaczało, że musiał wyjść. Chwilę później, co mnie zdziwiło usłyszałam samochód. Jedyne co mi przyszło do głowy, to to, że gdzieś pojechał. Rozglądnęłam się jeszcze raz dookoła i zauważyłam kawałek szkła. Dostałam do niego nogą i jakimś sposobem znalazł się w mojej ręce. Zaczęłam "piłować" nim sznur, aż wreszcie go przecięłam. Chciałam skakać ze szczęścia, ale nie było na to czasu. Co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, drzwi od piwnicy były otwarte, więc postanowiłam wyjść z niej. Szybko pobiegłam do góry. Kiedy zobaczyłam dom, w którym się znajdowałam otworzyłam szeroko usta. Otrząsając się z transu pobiegłam w stronę drzwi wejściowych, były one zamknięte. Co ty myślałaś? Że on jest taki głupi, żeby zostawić otwarte drzwi? użyj czasem mózgu - odezwał się mój głos w głowie. Pobiegłam do jakiegoś pomieszczenia, gdzie na moje szczęście okna były otworzone. Przecisnęłam się przez nie, ledwo ale jednak i wybiegłam z tego domu. Zaczęłam biec przed siebie wzdłuż drogi. Na początku nie widziałam żadnych domów. Było pusto. Biegłam i biegłam, aż zauważyłam pierwsze domy, a później i bloki. Byłam niesamowicie szczęśliwa. Podbiegłam do jakiejś pani. Wyglądała na sympatyczną, więc się nie wahałam. Spytałam się jak daleko stąd jest do mojego miasta. Kiedy usłyszałam, że mam przez sobą 12 km to się załamałam. Nie myślą, co dalej będzie ruszyłam przed siebie.

* 2 godziny później *

Gdy dobiegłam zmęczona do miasta zaczęłam płakać ze szczęścia. Dobiegłam do domu i zaczęłam walić w drzwi. Otworzyła mi je zdezorientowana mama. Było widać, że płakała. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej podbiegłam do nie i ją przytuliłam. Zamknęła za mną drzwi i weszłyśmy do salonu, gdzie siedział ojciec, który jak mnie zauważył to wstał i zauważyłam ulgę na jego twarzy. Jak to rodzice, zaczęli mnie się wypytywać o wszystko, choć widziałam po tacie, że wszystkiego się domyśla. Opowiedziałam im całą historię. Spytałam się także taty o co chodzi z tą pracą, że szatyn tak się wściekł, ale nic mi nie odpowiedział tylko kazał mi iść do swojego pokoju. Kiedy tam weszłam stanęłam oniemiała. Na moim łóżku leżał bukiet moich lubionych czerwonych róż. Podeszłam i zauważyłam karteczkę, wzięłam do ręki i zaczęłam czytać:

Przepraszam, że nie obroniłem cię wtedy
przed tym kolesiem, ale następnym razem
nie dopuszczę do tego, żeby ktokolwiek
cię uderzył. Jeszcze raz przepraszam.
                                        Sam <3

Kiedy dotarły do mnie słowa tego liściku lekko się zarumieniłam, a na moje usta wpełzł uśmiech, który nie chciał z nich zejść. Uśmiechnięta poszłam do salonu po wazon. Wlałam do niego wodę, a następnie pobiegła do pokoju i włożyłam do niego róże. Nie miałam już siły się przebierać, więc położyłam się na łóżku w ubraniach i z uśmiecham na ustach usnęłam.

1 komentarz: